ARCHIWUM WIADOMOŚCI

«« powrót

13 lat pracy w Rio de Janeiro

27 października 2013

czyli przy wejściu na favele (Kaplica Matki Bożej Fatimskiej).

     Doświadczeń w tym okresie było dużo i różnych, mniej i bardziej przykrych a czasem śmiesznych. Oto te, które zapisały się bardziej w pamięci. Najtrudniejsze były lata 2002 - 2005. Pracowali tu różni kapłani mariańscy.

     Był dzień 13 maja, w którym była zaplanowana Msza św. z  udzialem Księdza Biskupa. Po południu zaczęło się strzelanie, zapanował chaos i dezorientacja. Ludzie zaczęli uciekać przerażeni i chronili się w kaplicy, tak że niebawem kaplica (Matki Bozej Fatimskiej) wypelniła się i były to dzieci wracające ze szkoły ze swoimi rodzicami, przechodnie znajdujący się w tym czasie na ulicy i osoby adorujące Najświętszy Sakrament. Ks. Silvio Rodrigues Roberto przyjechał schować Najświętszy Sakrament, ale bandyci zabronili mu wysiąść z samochodu i nakazali wrócić do parafi. Przyjechał z tą samą intencją ks. Edmund Grabowski, ale również musiał wrócić. Nie posiadaliśmy jeszcze wtedy telefonów komórkowych, by się porozumieć. W tym wypadku byłam zmuszona schować Pana Jezusa i kontynuować pobyt z ludźmi w kaplicy. Msza św. którą miał odprawić Ksiądz Biskup, została odwołana.

     Innym razem przeżycia związane były z procesją z figurą Matki Bożej Fatimskiej, która odbywała się po ulicach dzielnicy. Wszystko było legalnie załatwione z obydwu ston - tak z policją drogową jak i z szefami bandytów. Początek procesji kierowany był przez policję (legalną) a po bokach inny odział “policji” z bronią różnej wiekości i kalibru. W czasie tej procesji był moment bardzo drastyczny, bo figura Matki Bożej została obrzucona jajkami. Miałam aparat, chciałam zrobić zdjęcie. Kazano mi jednak schować aparat nakazując: ”bez żadnych komentarzy”.

     KIEDYŚ ZNÓW wydarzenia się rozegrały, gdy przyjechaliśmy z ks. Henrykiem Utykańskim odwiedzić chorych na faveli, a było ich bardzo dużo. Samochód zostawiliśmy koło kaplicy a my wąskimi uliczkami docieraliśmy do domów. W pewnym momencie zaczęło się strzelanie. Ja już przywykłam do tych “dzwiękow”, więc patrzyłam tylko w którym domu można by się było schować. Ks. Henryk zbladł i zemdlał. Nikt nie pomógł, bo każdy był w strachu i uciekał. Zawiesiłam na pasku Najświętszy Sakrament i oleje święte i ciągnęłam Księdza do najbliższych drzwi. Gdy je otwarto, zapytano: “zabity? to niech leży na zewnątrz”. Wyjaśniłam że nie, że zemdlał i poprosiłam by mi dać dostęp do wentylatora. Po chwili Ksiądz wrócił do przytomności. (Kilka dni po opisanym wydarzeniu u ks. Henryka wykryto zaawansowany nowotwór, zmarł niespełna półtora roku później)

     Blisko kaplicy Matki Bożej Fatimskiej jest śmietnik na którym żywiły się świnie a czasem konie. Gdy zwierzęta pojadły to spały, a jak się zbudziły to wchodziły do kaplicy. Aby je wygonić dochodziło do wręcz cyrkowych scen. Ludzie stali na ławkach a ja z nimi wymachując miotłami. Był to czas, kiedy dawano świniom rozkawałkowane ludzkie ciała do spożycia, więc świnie szukały ludzi. (W tym czasie była tu wojna między dwoma gangami przemytników a policją. Fakt karmienia świń rozczłonkowanymi ciałami jest dość częstym sposobem używanym przez bandytów by pozbyć się ciał zabitych przeciwników, (słyszałam o tym też od pracowników szpitala) innym “cmentarzem” jest zatoka Guanabara).

     Ks. Leandro Aparecido da Silva (obecny prowincjał) pomagał mi wyciągać różne rzeczy ze śmietnika, czym można było umeblować domy biedaków. Na śmietnik był bowiem wyrzucane także rzeczy z domów bogatych. Było wiec z czego wybrać. Z kolei z ks. Edmundem Grabowskim przeżyliśmy tragiczną chwilę. Otóż, po Mszy św. w kaplicy MB Fatimskiej Ksiądz spieszył się, by iść do innej kaplicy, więc wybiegł pierwszy i został zatrzymany przy bramie przez bandytów. Zawołano mnie. Kiedy dotarłam do Księdza, kazano nam odwrócić się w stronę kaplicy i nakazano: ”Wy nic nie widzicie i nie słyszycie” – w tym czasie ściągano zabitych, czuć było tylko ludzką krew. Ks. Edmund zapytał mnie: ”Co siostra robi?“ Odpowiedzialam: “Modlę się”. On na to: ”Nie dam rady..”  Był przeraźliwie blady, trwało to około 20 minut. Te wydarzenia  sprawiły, że Kaplica Dzieciątka Jezus z Pragi była zamknięta przez dwa lata. Ks. Silvio odważył się ze mną i z garstką ludzi zrobić małą procesję z Dzieciątkiem Jezus od kaplicy MB Fatimskiej do Kaplicy Dzieciątka Jezus z Pragi. Ubrał się w czarną sutannę i z modlitwą różańcową dotarliśmy do Kaplicy Dzieciątka Jezus, gdzie do tej pory kontynuuje się odprawianie Mszy św. raz w miesiącu, codziennie odmawia się Różaniec i Koronkę do Bożego Miłosierdzia.

     Kiedy byl na praktyce seminarzysta Edmar, to chodzilismy na favele z posługą duszpasterską, bo razem bylo nam raźniej. Wieczorami na favelach jest bardzo niebezpiecznie, łatwo jest także wpaść w otwarty ściek. Pewnego razu przyjechałam ”nyską” z kaplicy. Kiedy wysiadłam, zaczęło się strzelanie. Ludzie uciekali gdzie kto mógł, a ja schowałam się za drzewo. Policjant mi mówi, żeby uciekać, a a się go zapytałam: “W którą stronę?”. Zostałam jednak przy drzewie, obchodząc je wkoło. Myślałam, że nie ujdę z życiem.

       Inne wydarzenie. Szłam z Komunią św. do chorych. W pewnej chwili zza rogu wyciąga się w moją stronę ręka z karabinem. Zdążyłam powiedzieć: - Nie jestem sama. Padło pytanie: - A z kim? Odpowiedziałam: - Z Panem Jezusem. Znów pytanie: - A gdzie on jest? Odpowiedziałam::  Tu, niosę Go do chorych. I usłyszałam: - To idz, ale uważaj bo niektóore ciała leżą na całej szerokości prześcia.” Często jednak wracałam, bo mi nie pozwolono iść. W tym czasie, kiedy przychodziłam do salki katechetycznej to patrzylam co jest przestrzelone - tablica, szyby, krzesła, drzwi...cieszyłam się, że to nie ja. Kiedy było strzelanie w czasie katechezy, dzieci już były przyzwyczajone kłaść się na podłodze. Jeden z chłopców ze strachu wszedł pod krzesło i zaklinował się. Trzeba było wezwać do pomocy znajomego, by przepilował krzesło, bo chlopak nie dał rady wyjść. To wszystko twało około 30 minut a ja byłam “mokra z nerwów”. Napięcie bowiem narastało ogromnie...

     Obecnie sytuacja się poprawiła, ale nigdy nie wiadomo co i  kiedy wyskoczy. Kiedy jestem z ks. Markiem Dabkowskim i z ks.Stanisławem Galantem  i  z garstka ludzi na Mszy św., to około 50 metrów od kaplicy (Dzieciątka Jezus) stoją “właściciele Moro Dendê” ( Gory Dendê) z karabinami różnymi co do wielkości i kalibru. Ryzykujemy, ale trzeba iść tam, gdzie ludziom jest cieżko i gdzie nas potrzebują....