Ulewne tropikalne deszcze dopełniają dzieła zniszczenia każdego roku. Brak jest też stałego prądu, który dostarczany jest tylko kilka godzin na dobę. W naszej dzielnicy np. mamy prąd jedynie w godzinach od 14.00 do 16.00, oraz w nocy od godz. 22.00 do 5.00 nad ranem. Bywa też i tak, że kilka dni mija i prądu wcale nie ma. Dlatego każdy kto może, zaopatruje się w prądnicę, by chociaż ’podmrozić’ lodówkę i nie przebywać wieczorami w całkowitych ciemnościach. Często również nie ma wody szczególnie w dzielnicach położonych na wzgórzach. Nadto, artykuły żywnościowe są tu bardzo drogie, gdyż kraj nie ma dostępu do morza, a więc utrudniony jest transport. Towary sprowadzane są z sąsiedniego kraju – z Kamerunu. W stosunku do krajów, w których wcześniej pracowałam tj. Kongo, Kamerun, Gabon, ten jest naprawdę bardzo biedny, mówimy: “prawdziwa Afryka”. Inną trudnością dla przyjeżdżających tu misjonarzy jest język lokalny “sango”, którym wszyscy się tu posługują mimo, że język francuski jest urzędowym językiem w tym kraju. Niestety, tylko niewielki procent ludności włada nim dobrze. Nawet uczniowie w klasach maturalnych mają kłopoty z mówieniem po francusku. Siostry Józefitki w składzie: S. Damiana Rojek, S. Merveille Mbala i S. Ambroisine Atite rozpoczęły nową misję w Bangui 22 września 2011 roku. Przybyły tu (na zaproszenie Administratora Apostolskiego a obecnie już Arcybiskupa Bangui Ks. Dieudonné Nzapalainga) do prowadzenia Ośrodka reedukacyjnego dla dzieci niepełnosprawnych, oraz do pracy w parafii św. Jakuba. Ks. Arcybiskup zaprosił nas do prowadzenia diecezjalnego Ośrodka dla Niepełnosprawnych, który nadawał się wówczas już tylko do zamknięcia. Kiedy pod koniec września ubiegłego roku znalazłyśmy się w Bangui, była już pora deszczowa, miasto więc było “zapłakane” i Ośrodek przedstawił nam się w opłakanym stanie. Personel był zdezorientowany, ponieważ brak było regulaminu pracy, wiele rzeczy zostało rozkradzionych. Sam budynek był odrapany, szary, ławy do ćwiczeń z podartymi obiciami, brak było nawet zlewu do umycia rak, itd. Cóż było robić, usiadłyśmy w domu (który też trzeba było urządzić - mieszkamy przy dużej parafii św. Jakuba) i po pierwszych wrażeniach, powitaniach - a ludzie tu są bardzo życzliwi i gościnni - trzeba było zabrać się do pracy. Najpierw powierzyłyśmy nową misję Panu Bogu, by dał nam siły i środki do jej realizacji. Pan Bóg oczywiście posługuje się ludźmi, więc pomoc szybka i konkretna przyszła z diecezji tarnowskiej, a konkretnie z “Tarnowskiego Dzieła Misyjnego”, który prosiłam o pomoc. Dzięki temu można było pomóc kilku osobom w zakupie protez, wózków inwalidzkich, oraz pomóc w operacjach usprawniających przeprowadzanych w naszym Ośrodku kilka razy do roku przez francuską ekipę lekarzy, którzy przyjeżdżają tu dobrowolnie w ramach niesienia pomocy biednym krajom. Z otrzymanych dotacji można było również opłacić dojazdy i dożywianie dzieciom niepełnosprawnym, które mieszkają daleko i nie stać je ani na dojazdy ani na leczenie. Również sam Ośrodek dzięki tej pomocy zmienił się nie do poznania... Od czasu naszego przybycia do Bangui zmieniło się również wiele w organizacji pracy w Ośrodku. Jest jeszcze jednak wiele do zrobienia. Powoli przy pomocy Boskiej i ludzkiej staramy się robić to, co leży w naszej mocy… Mamy też świadomość, że jesteśmy tu jakby na froncie, ale całe nasze Zgromadzenie wspiera nas w modlitwie jak również materialnie, byśmy mogły pracować tu na chwałę Bożą i pożytek zwłaszcza cierpiącym ludziom.”